Go for the Throt, to debiutancki album duńskiej formacji STÜGG, który niedawno wpadł mi w ręce, i który miałem przyjemność przesłuchać. Materiał na krążku zawiera siedem utworów, więc nie jest może zbyt obszerny, ale bynajmniej nie o ilość utworów chodzi, lecz o ich jakość – a tej nie można odmówić materiałowi zaprezentowanemu przez dżentelmenów z formacji STÜGG.
Te siedem piosenek jest na takim poziomie, że słuchając ich, po prostu wyskoczyłem z kapci, a następnie pomyślałem sobie, że oto jestem świadkiem narodzin nowej gwiazdy metalu! Podobne przeczucie miałem wiele lat temu, gdy po raz pierwszy usłyszałem debiutancki album Linkin Park, Hybrid Theory.
Stylistycznie STÜGG identyfikują swoją muzykę jako Heavy Metal, lecz w mojej ocenie nie jest to do końca trefne wskazanie. Osobiście zakwalifikowałbym muzykę graną przez ten zespół jako Nu – Alternative – Tranz (Tranz to nazwa wymyślona przez Rammstein) – Industrial Metal lub po prostu Crossover. Muzycznie zespół oscyluje blisko takich wykonawców jak Korn, Stone Sour, H-Blockx, Rammstein, Ministry, czy też wczesny Linkin Park. Jednak chłopaki ze STÜGG nie są bynajmniej naśladowcami wymienionych wykonawców, lecz wykreowali własny niepowtarzany styl, jak również brzmienie. Zaprezentowane na krążku utwory są perfekcyjne, dopracowane i dość mocno rozwinięte w warstwie instrumentalnej (wspaniałe współbrzmiące instrumenty), jak również wokalnej, dzięki czemu każdy z nich zyskuje głębię muzyczną i jest ciekawy, stanowiąc od początku do końca zwartą, przemyślaną całość. STÜGG uzyskał dobry balans pomiędzy chropowatością a melodyjnością. Jest to bardzo istotne, ponieważ zbyt duża chropowatość sprawia, że utwory będą podobać się tylko bardzo wąskiemu kręgowi odbiorców, zaś nadmierna cukierkowatość powoduje, że kawałki będą kiczowate i szybko utoną pośród popowej papki, gdzie zostaną szybko zapomniane. Twórcy potrafiący znaleźć idealny balans pomiędzy chropowatością a melodyjnością, z reguły odnoszą duży sukces, zaś ich piosenki zapadają głęboko w pamięć, stając się ikonami lub hymnami pokoleniowymi… I co ważniejsze: nie starzeją się… Dobrym przykładem artystów potrafiących znaleźć dobry balans pomiędzy chropowatością a melodyjnością są moim zdaniem Marilyn Manson, Serj Tankian wraz z System of a Down, czy legendarny Rammstein.
Chłopaki ze STÜGG są na starcie kariery muzycznej (grają razem od 2017), a już pod względem muzycznym można śmiało postawić ich w jednym szeregu z topowymi wykonawcami. Ich problem to niewielka rozpoznawalność, ale to normalne na tym etapie kariery. Jednak STÜGG wydają się być tego świadomi, gdyż zakasali rękawy i nie czekając, aż ktoś wypromuje ich muzykę, wzięli sprawy w swoje ręce. Sami wydali swoją pierwszą płytę, jak również sami ją dystrybuują poprzez różne kanały. Wielki szacunek dla nich za takie podejście do tematu!
Wierzę, że jeżeli będą ciężko pracować, uwierzą w siebie i własne przeznaczenie, przełamią frustrację wynikającą z nieuchronnych porażek i problemów oraz przeskoczą kłody rzucane im pod nogi przez wielkich kapitanów show biznesu, to wróżę im sukces na skalę światową. Muszą po prostu trzymać się razem i robić swoje. Będę im kibicował, obserwując rozwój ich kariery muzycznej. Mam nadzieję, że nadejdzie taki czas, iż na ich koncerty będzie przychodziło nie dziesiątki, lecz dziesiątki tysięcy fanów… Naprawdę im tego życzę, a wszystkich czytelników zachęcam do zapoznania się z ich muzyką oraz polecenie jej innym.
Jeżeli ktoś chce zapoznać się z profilem zespołu STÜGG, to odsyłam do ich fanpage’u na Facebooku Link, gdzie można dowiedzieć się więcej o samym zespole, jak również planach koncertowych i wydawniczych.
Poniżej zamieszczam niewielką próbkę ich muzyki, utwór „Bitch” z albumu Go for the Throat (mój ulubiony kawałek z tej płyty).