Niedawno lider formacji JESUS CHRYSLER SUICIDE – Tomasz “Szamot” Rzeszutek, podzielił się ze mną elektryzującą informacją, że oto na początku 2021 roku zamierza wraz z kolegami wydać nowy album! Ta wiadomość bardzo mnie ucieszyła, ponieważ wysoko cenię twórczość JCS i uważam ich za jedną z najlepszych crossoverowych kapel w Polsce. Krążek ma się ukazać pod znamiennym tytułem REX PUBLICA LUNATICA, co w dość swobodnym tłumaczeniu oznacza „Społeczne Szaleństwo” lub coś podobnego. Trudno mi to jednak jednoznacznie stwierdzić, ponieważ nie znam łaciny, a do tłumaczenia posłużyłem się translatorem. Zresztą nie jest specjalnie ważne czy przetłumaczyłem tytuł poprawnie, czy nie – grunt, że jest oryginalny i zwraca uwagę.
Info o tym, że Tomek wraz z Załogą zamierzają wydać nowy album, stanowiło dla mnie impuls, aby po raz kolejny zagłębić się w dźwięki muzyki JCS. Najpierw zarzuciłem płytkę THE REST OF, no i jak to z dobrą muzą bywa, nie skończyło się tylko na jednym razie… Muszę przyznać, iż mimo upływu czasu, wydany w 2008 roku THE REST OF, ma w sobie wciąż taką samą moc i energię jak wtedy, gdy usłyszałem go po raz pierwszy (a było to ładnych parę lat temu). To chyba o czymś świadczy, prawda?
Potem wysłuchałem kilku starszych i nowszych kawałków znalezionych na YT, no i popłynąłem na całego (kurde, można wpaść w nałóg)… Nawet teraz, pisząc te słowa słucham ich muzy (klimat musi być zachowany), a ściślej mówiąc kawałka THROW THE STONE, który był (o czym nie każdy wie) wykorzystany jako podkład muzyczny w grze WIEDŹMIN… Czad, co nie?
Pośród wysłuchanych utworów znalazł się kawałek TASTE OF HEAVEN, promujący nowy album. Odtworzyłem go kilka razy z rzędu i muszę przyznać, że za każdym razem podobał mi się on coraz bardziej. Na uwagę zasługuje również jego oprawa wizualna, bowiem tłem piosenki jest ciekawie zmontowany teledysk (w ogóle teledyski do piosenek JCS są fajne). Jeżeli utwór TASTE OF HEAVEN jest błyskawicą zapowiadającą burzę, którą będzie REX PUBLICA LUNATICA, to lepiej się czegoś trzymać, bo może być naprawdę ostro…
Osobiście wierzę, że tak właśnie się stanie, ponieważ JESUS CHRYSLER SUICIDE naprawdę potrafią grać. To profesjonaliści oraz prawdziwi weterani rock’n’rollowej sceny, mający w dorobku aż siedem albumów, z czego ich druga produkcja – SCHIZOVIRUS 0 (1995) znalazła miejsce pośród stu najlepszych płyt lat dziewięćdziesiątych (według zestawienia sporządzonego przez tygodnik TYLKO ROCK)! Taki dorobek muzyczny, jak również wyróżnienie albumu SCHIZOVIRUS 0 oraz obecność zespołu na wielu liczących się festiwalach rockowych (Jarocin, Odjazdy, Castle Party, Polnishe Independent Festival w Berlinie, Teuto Karpaten Beat w Bielefeld), gdzie mieli okazję grać z takimi sławami jak: Life Of Agony, Pro Pain, czy VoiVod – to wszystko świadczy o pozycji i możliwościach JCS.
Zapowiedź albumu REX PUBLICA LUNATICA jest dobrą wiadomością nie tylko dla mnie, ale chyba dla wszystkich fanów stylu crossover, w którym przeplatają się różne style muzyczne. JESUS CHRYSLER SUICIDE wypracowali sobie własny styl crossover, będący fuzją takich gatunków jak industrial rock, metal, grunge, punk, hard rock oraz cold wave, czyli to co lubię najbardziej. Ich muzyka oparta jest na surowych riffach, gardłowym – aczkolwiek wysublimowanym i zapadającym w pamięć wokalu, zmiennym tempie i stylistyce poszczególnych kompozycji, jak również melodyjności, lecz pozbawionej zbytniej cukierkowatości. Teksty piosenek JCS również trzymają wysoki poziom. Skłaniają one do zastanowienia się na różnymi sprawami, są przewrotne, ironiczne, a czasami wręcz surrealistyczne, zaś ekspresyjny wokal Szamota nadaje im dodatkowy sznyt. Całość jest po prostu prima sort!
A jaki będzie planowany album REX PUBLICA LUNATICA i czy odbije się echem rynku muzycznym? Nie wiem, trudno to jednoznacznie ocenić… Można jedynie spekulować, opierając się na dotychczasowych produkcjach zespołu, jak również na promującym nowy album kawałku TASTE OF HEAVEN…
Uważam, że jeżeli weźmie się pod uwagę wszystkie dokonania zespołu oraz ich staż na scenie (istnieją nieprzerwanie od 1991 roku), to śmiało można patrzeć w przyszłość oraz wróżyć sukces planowanemu albumowi! Jednak obawiam się, że mimo wszystkich wymienionych osiągnięć i niewątpliwego profesjonalizmu JCS, może być różnie…
Muzycy grający szeroko rozumiany rock funkcjonują obecnie w rzeczywistości, w której nawet najlepsi z nich mogą zostać niezauważeni, bez względu na to, że ich dzieła stoją na wysokim poziomie. Dzieje się tak z różnych powodów. Po pierwsze, trzeba mieć odpowiednią promocję, a to kosztuje masę pieniędzy oraz pracy własnej. Rozgłośnie radiowe, grające tzw. muzykę rockową wcale nie są takie skore do pomocy, jeżeli się im nie zapłaci lub nie ma jakiegoś zaprzyjaźnionego redaktora, który sprawi, że kawałki danej kapeli będą pojawiały się w najlepszym czasie antenowym. Nikt nie postrzega tematu na zasadzie – ja wam teraz pomogę za free, ale potem na tym zarobię. Teraz trzeba od razu wyłożyć “kapuchę” na stół, bez względu na przyszłe efekty działań promocyjnych. Oczywiście można próbować wylansować się w sieci, lecz zakres działań niewymagających wkładu finansowego jest stosunkowo wąski. Jeżeli chce się, aby informacja promocyjna pojawiła się w odpowiednim miejscu i czasie, to niestety trzeba zapłacić konkretne pieniądze…
Kolejna kwestia odnosi się do faktu, iż muzyka rockowa lata świetności ma już za sobą, i w zasadzie nie stanowi już awangardy oraz głosu pokolenia, lecz stała się klasyką taką samą jak blues czy jazz. Siłą rzeczy grono jej odbiorców kurczy się z roku na rok do rozmiarów oddanych fanów z dawnych lat oraz grupki młodocianych neofitów. Zmieniły się także gusty muzyczne młodego pokolenia, w którego mniemaniu inne style muzyczne lepiej niż rock wyrażają ich ducha oraz problemy. Trochę to smutne, ale z drugiej strony to normalna kolej rzeczy. Zmiany, zmiany, zmiany – to jedyna stała na tym świecie.
Gdy słuchaczy rocka ubywa, to żeby się przebić z tego rodzaju muzyką i jeszcze na niej cokolwiek zarobić, musi być ona zagrana na wysokim poziomie, jak również posiadać względnie sensowny przekaz. Infantylne teksty piosenek, szokowanie wulgaryzmami lub antykulturą, rzucanie prostych haseł oraz sloganów – to wszystko jest już przeżytkiem, przywołującym w najlepszym razie kombatanckie wspomnienia dawnych czasów, ale częściej już tylko uśmiech politowania, szczególnie, gdy ma się już trochę lat na karku.
Również w brzemieniu dokonała się prawdziwa rewolucja. Nie sposób nie zauważyć ogromnej różnicy miedzy tym jak grało się choćby dekadę temu, a gra się obecnie. Wymagania jakościowe odnośnie tworzonej muzyki znacznie wzrosły, szczególnie dotyczy to bardziej niszowych gatunków, jak wszelakie odmiany metalu oraz hard rock. Zmianę jakościową zapoczątkowały kapele metalowe, które tworzyły bardziej złożoną muzykę. Wynikało to z faktu, iż często grały one na dwie gitary plus bas, co dawało większe możliwości ekspresji muzycznej, których żal było nie wykorzystać. Brzmienie oparte na ścianie dźwięku, perkusji przypominającej młockarnię oraz krzykliwym wokalu to już zamierzchła historia. Taka muzyka skończyła się pod koniec dekady lat osiemdziesiątych i nikt poza wąską grupą oddanych fanów już jej nie słucha. Chyba ostatnią kapelą robiącą naprawdę ciekawą muzykę używając podstawowego instrumentarium (gitara, bas, perkusja) była Nirvana. Należy jednak pamiętać, że Kurt Cobain był twórcą obdarzonym niesamowitą wyobraźnią muzyczną, niezłym wokalistą, jak również perfekcyjnym gitarzystą. Za jego sprawą powstał styl GRUNGE, który zmienił oblicze muzyki rockowej, potem przyszedł MODERN HARD ROCK, INDUSTRAL i NU METAL, no i w końcu CROSSOVER. Oczywiście inne style muzyczne (a w szczególności HIP HOP), też miały ogromny wpływ na zmianę brzemienia muzyki rockowej.
Obecnie wydając album należy pamiętać o bardzo wielu sprawach, zaś zaniedbanie czegokolwiek może położyć cały projekt. Wynika to z faktu, że wymagania słuchaczy zmieniły się radykalnie. Teraz każdy album postrzega się jako całościowe dzieło, więc nie wystarczy już wrzucić trzech dobrych kawałków na płytę, a resztę potraktować w charakterze wypełniacza… Taki album przejdzie bez echa i zostanie szybko zapomniany. Aby zaistnieć, album musi zawierać w osiemdziesięciu procentach nośne kawałki (wynika to chociażby z reguły Pareta), a każdy z tych utworów musi być przemyślany w warstwie instrumentalnej, wokalnej jak również tekstowej oraz tworzyć z pozostałymi kompozycjami zwartą całość, gdyż z tego wynika duch i klimat całego albumu. Trzeba również zachować balans między melodyjnością, a chropowatością utworów. Zbyt wiele jednego albo drugiego może okazać się szkodliwe.
Ogromne ważne jest profesjonalne zmiksowanie materiału muzycznego, szczególnie ma to znaczenie przy albumach studyjnych, bo tutaj nie ma zmiłuj. Brzmienie poszczególnych instrumentów oraz wokalu musi być „czyste i soczyste” – wszystko powinno być dobrze słyszalne, lecz przy zachowaniu balansu wynikającego z cech charakterystycznych danego stylu muzycznego. Złe brzmienie może położyć nawet bardzo dobry materiał. Czy ktoś pamięta jak fatalnie została wydana pierwsza płyta studyjna zespołu ARMIA? No właśnie, to dobra przestroga…
Stworzenie albumu, który będzie trzymał wszystkie wymienione standardy to nie lada wyzwanie. Jednak zespoły muszą podejmować wysiłek, aby im sprostać, jeżeli naprawdę chcą coś osiągnąć oraz zaistnieć dłużej niż na pięć minut. Z tego powodu wiele zespołów decyduje się na krótsze produkcje, zawierające sześć, siedem utworów, lecz spełniających określone kryteria, bo tak jest po prosu łatwiej i zmniejsza się w ten sposób prawdopodobieństwo “wtopy” (studio, realizacja kosztują, wypalenie płyty, jak również wprowadzenie jej do sieci dystrybucji również nie są za free).
Generalnie warto sobie uzmysłowić, że show biznes to domena „Czarnych Łabędzi”. Właśnie one spijają całą śmietankę, a dla innych nie zostaje nic lub tylko okruchy. To niestety brutalna prawda. Jednak na pocieszenie mogę powiedzieć, że nawet „Czarne Łabędzie” muszą ostro harować, żeby utrzymać się na powierzchni. Kto jest zainteresowany bliższym poznaniem fenomenu „Czarnych Łabędzi”, tego odsyłam do książki „Czarny Łabędź, O skutkach nieprzewidzianych zdarzań”, autorstwa Taleba Nassima Nicholasa.
Wracając jednak do JESUS CHRYSLER SUICIDE i tego, czy ich nowy album okaże się „Czarnym Łabędziem”… Jak już wspomniałem w mojej ocenie ma na to bardzo duże szanse. Ponieważ chłopaki są świadomi tego wszystkiego, o czym pisałem powyżej. Album REX PUBLICA LUNATICA będzie miksowany przez Haldora Grunberga, który jest znany z współpracy między innymi z takimi wykonawcami jak: Behemoth, Me and That Man, Dopelord. To duży konkret i praktycznie gwarancja, że płyta będzie dobrze brzmiała. Nie martwiłbym się również o warstwę instrumentalną, wokalną i tekstową. To wszystko JCS mają obcykane, aż nadto dobrze, a przedostatnia płyta zespołu, THE REST OF jest naprawdę niezła pod każdym z wymienionych względów, co do ostatniej płyty, WYBACZAM WAM WSZYSTKO nie wypowiem się, ponieważ nie słyszałem jej w całości, ale wiem od Tomka „Szamota”, że była ona poniekąd eksperymentalna. Pozostała kwestia promocji albumu na rynku… Jeżeli gentelmani z JCS dadzą sobie z tym radę, to wszystko będzie dobrze, czego szczerze im życzę, i czekam, aż będę miał możliwość nabycia płytki, wysłuchania jej, a następnie napisania recenzji.
Więcej informacji o JESUS CHRYSLER SUICIDE można zdobyć odwiedzając ich profil na FB link, oficjalną stronę zespołu link oraz portal last fm. Piosenek można posłuchać na kanałach YOU TUBE, zaś z tekstami zapoznać na portalu tekstowo.pl, jak również na oficjalnej stronie zespołu.