Mini serial After Life w reżyserii Ricky’ego Gervaisa (również producent oraz odtwórca głównej roli w serialu), to w mojej ocenie bezsprzeczne filmowe objawienie tego roku…
After Life reprezentuje kino minimalistyczne, gdzie istotą dzieła nie są wodotryski komputerowo generowanych efektów specjalnych, lecz sama fabuła, sposób narracji, podejście do tematu oraz rzecz jasna, mistrzowska gra aktorska (nie ma w tym filmie chybionych postaci, a dobór aktorów jest po prostu mistrzowski).
After Life to film z przekazem i jednocześnie mocne, szczere aż do bólu kino, pozbawione infantylnej poprawności politycznej oraz cenzury. Ten serial jest przykładem dzieła na bardzo wysokim poziomie i chciałbym, żeby tak kręcone był wszystkie filmy.
Sporo już nachwaliłem wspomniany serial, ale wciąż nie zdradziłem o czym traktuje to dzieło… No cóż, w zasadzie to o tym, jak radzić sobie bólem i znaleźć siłę, żeby dalej żyć po stracie kogoś bliskiego. Kogoś kto był naszą jedyną ostoją i ciepłym centrum wszechświata…
Być może temat wyda się oklepany i banalny? Może i tak, ale trzeba pamiętać, że nakręcono już filmy dosłownie o wszystkim… I co z tego? Tak naprawdę nieważny jest temat, ale o sposób jego przedstawienia. Ricky Gervais pokazał, że się da i zrobił film, który wgniata w fotel. Chapeau bas, Ricky!
Śmierć determinuje nasze życie czy to komuś podobna, czy nie. Odkształca radykalnie rzeczywistość tych co odchodzą z tego świata i tych co muszą żyć dalej. Ta chwila staje się częstokroć punktem zwrotnym, w którym następuje radykalne przewartościowanie sensu dotychczasowego istnienia i „przełożenie wajchy”. To właśnie przydarzyło się Tony’emu – głównemu bohaterowi serialu After Life.
Tony stracił sens życia po śmierci żony. Nagle zaczyna zdawać sobie sprawę, że świat nie jest wcale fajnym, kolorowym miejscem, pełnym miłych ludzi, lecz w praktyce bardziej przypomina chory sen wariata. Dociera do niego, że tylko dzięki swojej żonie mógł znosić tę „uwierającą” go rzeczywistość bez specjalnego bólu. Jednak to już przeszłość. Teraz Tony żyje z dnia na dzień, oscylując na krawędzi samobójstwa, przed którym chroni go jedynie obowiązek opieki nad psem, zaś wszystkie próby wyciągnięcia go z dołka przez bliższych lub dalszych znajomych przynoszą raczej mizerne efekty. Czując, iż nie ma nic do stracenia, Tony postanawia wykorzystać swoje nieszczęście w charakterze „supermocy”, dzięki której będzie mógł nareszcie powiedzieć ludziom prawdę bez względu na konsekwencje (ten wątek filmu jest w istocie manifestem twórcy serialu przeciwko absurdalności i szkodzie jaką przynosi ogłupienie się poprawnością polityczną oraz kultem piękna i sukcesu).
Tony, mówiąc ludziom „jak jest” w zasadzie nie przegina, jednak z czasem zauważa, że są oni równie nieszczęśliwi jak on sam, zaś ich dziwactwa stanowią w większości wypadków tarczę chroniącą przed rzeczami, z którymi nie potrafią sobie poradzić w inny sposób. Nie potrafiąc, nie mogąc lub nie mając komu powiedzieć o swoich problemach, podejmują działania zastępcze – czasami naprawdę absurdalne i wariackie. Właściwie to są ofiarami chorego systemu społecznego, w którym króluje rozpasany hedonizm, kult sukcesu oraz nachalna poprawność polityczna.
Choć obraz przedstawiony w After Life jest raczej pesymistyczny, to finalnie da się zobaczyć światełko w tunelu (i bynajmniej nie jest to pociąg towarowy). Tym światełkiem jest oczywiście drugi człowiek, przyjaźń i obietnica miłości.
Podsumowując: jeżeli komuś podobają się minimalistyczne filmy, opowiadające bez owijania w bawełnę o życiu i śmierci, to After Life jest właśnie serialem, który warto zobaczyć.
W mojej ocenie ten mini serial znajduje się na najwyższej półce jakościowej, tuż obok takich perełek jak: American Beauty, This Must Be the Place, Grand Torino, czy Breaking Bad. Zapraszam wszystkich do obejrzenia filmu i wyrobienia sobie własnej opinii.